Wspominają kilka dni temu, przy okazji publikowanej przeze mnie recenzji Hotshot, wstępu do cyklu Sunflower, iż jego autor, Peter Watts, jest co prawda pisarzem utalentowanym, człowiekiem o bogatej wyobraźni i co ważne również nie byle jakim wykształceniu, nieśmiało napomknąłem iż jego twórczość potrafi nie być dla przeciętnego czytelnika przystępna.
Wniosek ten wysnuty po skądinąd krótkim opowiadaniu znacznie nabiera na wadze po przeczytaniu przeze mnie kontynuacji cyklu, pełnoprawnej tym razem powieści – Poklatkowa Rewolucja książką łatwą nie jest. Autor buduje prezentowany przez siebie świat opierając się na zaawansowanej, często wysoce akademickiej wiedzy z naprawdę wielu dziedzin, które uzasadniają podwaliny tworzonego przez siebie uniwersum i przedstawionych w nim zdarzeń.
Często oczywiście operując na fikcji, niż na twardej, opartej na faktach nauce. Niemniej Peter Watts bardzo chętnie wykorzystuje oba zasoby, żonglując na kartach swoich powieści pojęciami, z których algebra tensorowa, uwierzcie mi, należy do tych bardziej przystępnych.
Czy to przeszkadza? Owszem, niekiedy nawet bardzo – sam łapałem się na tym bowiem, że słowo pisane przyjmowałem 'jak jest’, bez zbędnej analizy przeczytanych fragmentów, bowiem ich temat wykraczał o wiele daleko za zakres dostępnej mi wiedzy. To niestety zaburza proces odpowiedniego wnikania w klimat i świat serwowanej nam historii.
A o czym w takim razie Poklatkowa Rewolucja jest?
Samo tło fabularne stanowi ciekawy koncept i dobre wyjście pod ciekawą historię:
Jak zorganizować bunt na pokładzie, kiedy budzą cię z hibernacji na parę dni co milion lat? Jak konspirować, gdy garstka potencjalnych sojuszników zmienia się co wachtę? Jak zaatakować wroga, który nigdy nie śpi, patrzy twoimi oczyma, słucha twoimi uszami i autentycznie chce dla ciebie jak najlepiej? Sunday Ahzmundin, uwięziona na pokładzie statku kosmicznego Eriophora, odkrywa, że na udaną rewolucję musi się złożyć spisek, szyfry i nieuniknione ofiary.
Poklatkowa Rewolucja, wydawnictwo MAG
Sunday Ahzmundin, przygotowywana przez dekady, na długo jeszcze przed swoim narodzeniem, wyrusza wreszcie w trwającą eony podróż, która ma dać podwaliny pod eksplorację wszechświata przyszłym pokoleniom. Ale trwająca miliony lat misja nasila wątpliwości nie tylko głównej bohaterki, ale i innych członków załogi, z których część kwestionuje sens działań, pragnąc odzyskać przy tym należną im wolność.
Peter Watts przygotował faktycznie bardzo fajny zarys świata swojej powieści, widać też że próbuje stworzyć ciekawe postaci, uzasadnić ich działanie poprzez odpowiednie zbudowanie ich historii, czy też aktywnie pracuje nad wzajemnymi relacjami występujących w Poklatkowej Rewolucji bohaterów. Autor również, lekkim wydawałoby się piórem, tworzy majestatyczne opisy miejsc i zdarzeń swojej powieści.
Niestety nie potrafi on spiąć tych elementów w jedną sensowną, interesującą i trzymającą w napięciu całość, bo o ile sam główny nurt fabularny śledzi się w miarę poprawnie, to jednak naukowo-fikcyjne, często wykraczające poza krąg poznawczy opisy, skutecznie potrafią od tej historii czytelnika odciągnąć.
Dla mnie osobiście Poklatkowa Rewolucja jest książką ciężką w odbiorze – zdecydowanie pozycją dla fanów twardej fantastyki naukowej. Takich z pewnością nie brakuje i wiem, że wśród nich, a może i nie tylko, twórczość autora jest niezwykle ceniona.