Od swego powrotu na łamy komiksów, Jason Todd, znany jako Red Hood, stanowił dla wydawnictwa DC nie lada wyzwanie narracyjne. Jego pozycja w uniwersum jeszcze bardziej skomplikowała się po restarcie Flashpoint, który próbował przedstawić go jako mroczniejszą, bezkompromisową alternatywę dla Dicka Graysona, wręcz zawłaszczając elementy jego historii.

Mimo licznych występów w solowych i zespołowych seriach, postaci Jasona brakowało do tej pory ikonicznego, definitywnego runu, który na dole określiłby jego miejsce w Gotham. Najnowsza, dojrzała wiekowo odświeżona seria Red Hood ma to zmienić, deklarując pełną przynależność do głównego kanonu. Już po lekturze pierwszego numeru mam jednak nieodparte wrażenie, że ta mroczna, neo-noirowa opowieść znacznie lepiej sprawdziłaby się pod szyldem imprintu DC Black Label.

Głównym zarzutem jest tu wyraźna rozbieżność między marketingowymi obietnicami a faktyczną treścią. Mimo deklaracji, iż jest to historia na którą czekali fani, komiks celowo odcina się od dorobku postaci z ostatnich dwudziestu lat. Zamiast kontynuacji, otrzymujemy brutalny, ostry w formie kryminał, który bardziej niż na uniwersum DC, powołuje się na klimaty znane z serii wydawnictwa Image lub Netflixowych produkcji Marvela. Samodzielna jakościowo, ta wizja po prostu kłóci się z oczekiwaniami wobec kanonicznej ciągłości.

Nie są to jednak same niedomagania. Siłą tej serii jest jej artystyczny rozmach i samodzielność. Jeff Spokes tworzy na kartach komiksu sugestywny, niemal filmowy portret zepsutego miasta – New Angelique. Jego nasycona, mroczna paleta barw i dbałość o noirowy nastrój znakomicie wspierają opowieść o korupcji i morderstwie. Fabuła, skupiona na telepatycznym seryjnym mordercy o kryptonimie Wieża, jest klasyczną historią detektywistyczną, z Jasonem w roli twardego detektywa, a Heleny Bertinelli jako wiernej sojuszniczki.

I tu właśnie pojawia się drugi poważny problem narracyjny. Kreacja Heleny, choć intrygująca sama w sobie, jest całkowicie odcięta od jej bogatej kanonicznej historii. Jej nagła, bliska relacja z Jasonem, pozbawiona jest jakiegokolwiek fundamentu w głównym uniwersum DC, gdzie postać tę łączyły znaczące więzi niemal ze wszystkimi Robinami… poza Jasonem właśnie. Dla wtajemniczonego czytelnika jest to zabieg wyjątkowo sztuczny.

Red Hood #1 to komiks wewnętrznie sprzeczny. Jako odrębna, neo-noirowa opowieść, oferująca świetną warstwę wizualną i klimat czarnego kryminału, zasługuje na uwagę. Jako jednak kanoniczny rozdział w biografii Jasona Todda i Heleny Bertinelli, jest nietrafiony i może frustrować długoletnich fanów, spodziewających się rozwoju, a nie resetu postaci.

DC powinno było postawić tu na jasność: albo Black Label i artystyczna wolność, albo kanon i narracyjna spójność. Niestety, wybrano kompromis, który satysfakcjonuje w połowie.

Rating
Autor:Łukasz Skowroń

Ogromy fan dobrych fabularnie seriali - dramatów, science-fiction i skandynawskich kryminałów. Poszukiwacz nieanglojęzycznych perełek serialowych, w których historia i scenariusz stoją na wysokim poziomie. Lobbysta gier, nie platform. Miłośnik komiksów, pod warunkiem, że nie jest to Marvel.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *