Inside Man (W Zamknięciu) – najnowsza produkcja za sterami której usiadł Steven Moffat (The Time Traveller’s Wife, Sherlock, czy też Doctor Who), debiutuje na łamach platformy streamingowej Netflix, wywołując wśród widzów niemałe poruszenie, zbierając przy tym ogromną ilość wyjątkowo skrajnych opinii.

Serial przez jednych wytykany pod każdym możliwym względem, potrafi być w oczach innych widzów swoistą perełką – jedną z ciekawszych produkcji w dorobku wspomnianego reżysera i producenta. Ja osobiście chciałbym się opowiedzieć po tej drugiej stronie. Inside Man naprawdę warto zobaczyć!

Warto jednak decydując się na seans tego tytułu, zdać sobie sprawę z kilku naprawdę ważnych kwestii – serial jest momentami wyjątkowo absurdalny, czasami wręcz głupiutki, idący pod prąd z logicznym nurtem postępowań w określonych sytuacjach. Szczególnie pilotowy odcinek potrafi ukierunkować niezbyt pozytywnie i podejrzewam też, że to właśnie na jego podstawie powstała większość krytykujących serial Inside Man tekstów.

Z drugiej strony tytuł ten jest naprawdę dobrze napisany, z dynamiczną, chciałoby się rzec – wartką akcją, dobrą narracją oraz, co moim zdaniem jest bardzo ważne, ciekawą historią, która przez swoją groteskowość oraz wspomniany już absurd, wciąga w swe odmęty praktycznie natychmiast.

A czasu jest naprawdę mało, bo Inside Man to czteroodcinkowy miniserial, w którym odpowiednie tempo akcji i stosowna narracja są elementem, któremu trzeba poświęcić należytą uwagę – tym bardziej, iż widz śledzi prezentowaną na ekranie historię z perspektywy dwóch, wydawałoby się początkowo osobnych wątków fabularnych.

Z jednej strony mamy bowiem brytyjskiego pastora (David Tennant), który za sprawą swojego kościelnego mającego skłonność do pedofilii wpada w ogromne wręcz kłopoty i natychmiastowy, bezlitosny przy tym ciąg zdarzeń przyczynowo-skutkowych. Po drugiej stronie barykady mamy więzienie w USA, w którym na egzekucję w celi śmierci, za zabójstwo swojej żony, czeka człowiek o niezwykle błyskotliwym umyśle – profesor kryminalistyki (Stanley Tucci), który próbuje wypełnić pozostały mu czas pomagając w rozwiązaniu różnorakich spraw kryminalnych.

Te dwa, początkowo odseparowane od siebie wątki, splatają się w trakcie serialu w sposób dla Inside Man charakterystyczny – niespodziewanie.

I ten ciąg prezentowanych przez twórców wydarzeń śledzi się z ogromną ciekawością, w czym pomagają nam barwne, choć czasami trochę przerysowane postaci – każdej z nich bowiem możemy coś zarzucić, szczególnie w kontekście sytuacji, w jakich się aktualnie znajdują, ale ciężko za to cokolwiek zarzucić aktorom wcielającym się w poszczególne role.

Zarówno David Tennant, jak i Stanley Tucci (wraz z naturalnie obsadą uzupełniającą, wśród której na pewno warto wymienić Dolly Wells) gwarantują dobry jakościowo warsztat oraz (co jest ułatwione przez chwytliwy scenariusz) warty poświecenia przez nas tych czterech godzin – seans.

Można by zdecydowanie popracować nad częścią linii dialogowych, bo potrafią być wyjątkowo infantylne, ale nie jest to też element, który w znacznym stopniu ważyłby na odbiorze samych postaci, czy też historii, w której przyszło im uczestniczyć.

Inside Man to taka drobna perełka, miłe zaskoczenie wśród seriali, na które często trafiam całkowicie przypadkiem. To produkcja, która spełnia się w jednej z najważniejszych, serialowych roli – gwarantuje widzom stosowną dawkę rozrywki, często przy tym nacechowaną różnorodnymi emocjami. Serial, który co prawda doskonale potrafił podzielić widownię, ale też produkcja, obok której dzięki tym dysonansom nie można przejść obojętnie. Mi się podobało.

Ocena:
Autor:Łukasz Skowroń

Ogromy fan dobrych fabularnie seriali - dramatów, science-fiction i skandynawskich kryminałów. Poszukiwacz nieanglojęzycznych perełek serialowych, w których historia i scenariusz stoją na wysokim poziomie. Lobbysta gier, nie platform. Miłośnik komiksów, pod warunkiem, że nie jest to Marvel.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *