Bardzo mnie ciekawi generalny odbiór Need for Speed: Unbound szczególnie przez fanów serii, jak i przedstawicieli branży elektronicznej rozrywki, którzy najnowszy projekt ze stajni Criterion Games będą mieli okazję recenzować. Ja bowiem jestem naprawdę miło zaskoczony – nie jest to gra idealna (ba, wad mimo wszystko jest całkiem sporo), ale na tle innych części cyklu Need for Speed ma ogromną moim zdaniem przewagę – NFS: Unbound to gra cholernie miodna.
Tych kilku poniższych akapitów tekst nie należy traktować jako pełnoprawnej recenzji – aż tyle czasu z Need for Speed: Unbound jeszcze nie spędziłem, ale po kilku naprawdę konkretnych rozrywkowo (chciałoby się rzec mięsistych) godzinach, jestem w stanie sformułować jakiś pogląd na projekt, czy też podzielić się z Wami pierwszymi wrażeniami.
To, co jest jakoby znakiem rozpoznawczym gry Need for Speed: Unbound to oprawa wizualna – kierunek artystyczny obrany przez studio deweloperskie Criterion Games jest nie tylko odważny, ale i niezwykle kreatywny, przez co ta wyeksploatowana już ze wszech miar seria wzbogacona została o należny jej moim zdaniem solidny powiew świeżości.
Pamiętam pierwsze, niepotwierdzone wówczas informacje mówiące o tym, jakoby nowy Need for Speed pod względem grafiki miał cechować się elementami znanymi z paneli komiksowych. Pamiętam też ogromne oburzenie internetowej braci i grom nieprzychylnych (głównie w stronę wydawcy, koncernu Electronic Arts) komentarzy od samozwańczych fanów serii. Pamiętam również, że mało kto wówczas zatrzymał się na chwilę i przyznał – hmm, to się może udać.
I udało się moim zdaniem świetnie – połączenie świetnej, realistycznej oprawy wizualnej renderowanej przez silnik Frostbite ze stylizowanymi, komiksowo-kreskówkowymi elementami, wsparte dodatkowo cell-shadingowym sposobem prezentowania postaci, czy też wielu innych pozostałych elementów gry zgrabnie do siebie pasuje. Niewiele jest tu zostawione przypadkowi, a odważna wizja zespołu artystycznego w trakcie samej zabawy, w ruchu, prezentuje się fenomenalnie.
Od Need for Speed: Unbound ciężko oderwać oczy – gra wygląda naprawdę bardzo dobrze i powinna skutecznie ściągnąć na swoją stronę początkowych malkontentów, którzy bez wysilenia wyobraźni, czy też oceny pierwszych faktycznych elementów z gry tak łatwo dali się ponieść fali przytłaczającej, niczym nieuzasadnionej wówczas, krytyki.
Ogromnie satysfakcjonujące również, ciągle obracając się w kontekście serii Need for Speed naturalnie, są również samej wyścigi, czyli to, co stanowi tutaj rdzeń całej zabawy. Ich konstrukcja, sposób budowy tras, czy też sama dynamika stoją naprawdę na fajnym poziomie i dla fanów cyklu będą elementem, który w przypadku tej odsłony dam im najwięcej radości. Syndrom 'jeszcze jednego wyścigu’ jest w NFS: Unbound jak najbardziej obecny, czego nie udało mi się niestety uświadczyć w żadnej z kilku ostatnich odsłon serii Need for Speed. Ta gra daje po prostu mnóstwo niczym nieskrępowanej zabawy.
Są oczywiście jednak 'ale…’.
To ciągle Need for Speed z tą swoją bardziej zręcznościową twarzą, stąd też model jazdy jest… specyficzny – wiadomo, nie ma on nic wspólnego z realizmem, nie jest też nawet zbliżony do bardzo fajnego modelu fizyki jazdy z Need for Speed: SHIFT. Jest po prostu typowy dla serii, co może być ogromną zaletą dla osób poszukujących niczym nieskrępowanej rozrywki i jednocześnie ogromną wadą dla graczy, którzy jednak przyzwyczajeni się do bardziej rzeczywistego zachowania samochodu na jezdni.
To co razi najmocniej, to będący według mnie bolączką serii sposób wchodzenia auta w zakręty, czy też generalnie jego zachowanie podczas driftowania – trzeba zwyczajnie przymknąć na to oko, by móc grą się cieszyć, bo nic nie wskazuje na to, żeby model jazdy w przyszłości uległ zmianie. Seria Need for Speed kierowana jest widocznie pod konkretną grupę docelową, której pewne jej elementy jakoś szczególnie nie przeszkadzają.
Need for Speed: Unbound, to oprócz samych wyścigów, również mnóstwo innych, pobocznych aktywności zarówno znanych fanom serii, jak i kilku nowych, które wprowadzone zostały w tej odsłonie – mamy więc niszczenie billboardów, odkrywanie murali, znajdowanie misiów, strefy i bramki prędkości, strefy driftu, czy też wyzwania zależne od pory dnia.
Wypełnianie tych aktywności daje nam nie tylko kolejne zasoby gotówki, ale też odblokowuje elementy służące nam do modyfikacji naszej postaci, samochodu, czy też efektów wizualnych wykorzystywanych w trakcie jazdy – jest tego, uwierzcie mi, od groma, co dla fanów tego typu formy spędzania czasu na pewno będzie stosownym wynagrodzeniem.
Mnie osobiście te aktywności po pierwszych kilku godzinach nie sprawiały już takiej samej frajdy, jak na początku, zbyt szybko stając się nie tylko powtarzalne, ale i zwyczajnie nużące. Brak jakiś większych zmian na tym polu powoduje, że są to już elementy bardzo wyeksploatowane, które nie potrafią zbyt długo skupić na sobie wystarczającej ilości uwagi.
Need for Speed: Unbound nie jest grą bez wad, ale jest tytułem, który daje ogromną wręcz ilość frajdy z uczestnictwa w kolejnych wyścigach rozgrywanych na terenie Lakeshore (swoją drogą – miasto jest śliczne i cechuje się naprawdę sporą powierzchnią). Warto dać mu szansę – jeżeli nie na premierę, to przy pierwszej większej promocji, ale już koniecznie przy 10. godzinnym trialu dostępnym dla posiadaczy aktywnej subskrypcji Game Pass Ultimate.