Christian Ward, niezwykle utalentowany, nagrodzony nagrodą Eisnera scenarzysta oraz ilustrator Tristan Jones łączą swoje siły po ponad 30 latach od premiery kultowego wśród kinomaniaków filmu Event Horizon – po raz kolejny wciągając nas w świat interesującego, mocno niedocenionego na premierę uniwersum.
Wydany przez IDW Publishing komiks Event Horizon: Dark Descent odkrywa przed nami to, co wydarzyło się oryginalnej załodze statku, na długo właściwą akcją filmu. Nie muszę chyba dodawać, że ze względu na ten fakt, jest to pozycja, powiedzmy, obowiązkowa dla każdego fana oryginalnego, wydanego w 1997 roku filmu. Tym bardziej, że uniwersum ma potencjał ogromny, a do tej pory nie było nadmiernie eksploatowane.
Przypomnijmy jednak, o co tutaj w ogóle chodzi?
Statek kosmiczny Horyzont Zdarzeń (Event Horizon) to rewolucyjny na swoje czasy środek transportu, który zaprojektowany został celem podróży do Proxima Centauri. Ze względu na odległość statek ten został wyposażony w eksperymentalny napęd grawitacyjny, dzięki któremu w teorii mógł poruszać się szybciej, niż światło. Aktywacja napędu jednak sprawiła, że Event Horizon przemierzył granice samego piekła – królestwo niewyobrażalnych tortur, demonicznych sił, szaleństwa, żądzy krwi oraz bezokiego króla – Paimona.

Podoba mi się fakt, że scenarzysta tego projektu, Christian Ward, nie marnuje czasu czytelnika i rzuca nas bezpośrednio w centrum wydarzeń i idącego za nimi szaleństwa. Wszak jest to komiks bazujący na znanej marce, nie ma potrzeby niepotrzebnego przeciągania akcji i kluczenia wokół domysłów. To zupełna odwrotność przedstawiania akcji względem filmu, ale fajnie sprawdza się w roli wstępu do znanych nam wydarzeń.
Wydaje mi się również, że autorom Event Horizon: Dark Descent #1 udało się dobrze oddać klimat oryginału, dając czytelnikom coś kompletnie nowego – świeże spojrzenie na historię samego statku oraz, co naprawdę ważne, jego załogi.

I mimo, że jest to dopiero pierwszy zeszyt, to scenarzysta stara się pogłębić profile przedstawianych nam postaci (które są dla osób znających film – jakby nie patrzeć – kompletnie nowe), ukazując delikatnie ich przeszłość, motywacje, lęki i tym samym traumy, z którymi muszą się mierzyć. A te stanowią idealny wręcz kąsek Paimiona i jego demonicznego wpływu na psychikę postaci. Fajnie współgra to wszystko z faktem, iż doskonale znamy kierunek, w którym los tychże postaci zmierza.
Ciężko mi również krytykować warstwę wizualną – Tristan Jones fajnie oddaje delikatny niepokój, który wylewa się z każdej karty komiksu, podoba mi się oszczędna, trochę przytłumiona pod względem saturacji kolorystyka (Pip Martin). Graficzne zabiegi łączące horror, przemoc, nagość oraz własny warsztat techniczny autora czerpią oczywiście z oryginału filmu, ale nadają jednocześnie świeże spojrzenie na pierwszy numer komiksu.

Po przeczytaniu Event Horizon: Dark Descent #1 automatycznie nabrałem ochoty na odświeżenie sobie tego kultowego wśród fanów science-fiction filmu. To chyba odpowiednia rekomendacja, by po ten komiks sięgnąć. Jestem naprawdę ciekawy, co wydarzy się dalej.